jedzenie,

Podniebna kuchnia, czyli czym nas karmią w samolocie

piątek, marca 01, 2013 Anonimowy 3 Comments


Kilka plasterków wędliny, trójkąt sera topionego, dwie kromki chleba... lunch, obiad czy kolacja w samolocie nie zawsze są wystawne. Chyba, że wybraliśmy odpowiednią linię lotniczą i zapłaciliśmy za bilet odpowiednio dużo. W liniach rejsowych zawsze można liczyć na posiłek. Jego jakość może być jednak skrajnie różna. Podczas podróży po Polsce, np. na trasie Gdańsk - Warszawa, możemy liczyć na niewielki batonik okraszony rozpuszczalną kawą lub herbatą. Im dłuższa trasa, tym bardziej obfity posiłek. Już na odcinku Warszawa – Londyn, można spodziewać się np. pełnoziarnistej bułki z sałatą, plastrami pieczonego schabu i korniszona. Jeśli lot jest jeszcze dłuższy, na naszym niewielkim stoliczku może pojawić się coś ciepłego. W menu bywa ryż z kurczakiem i brokułami, makaron z mięsem, ziemniaki z mięsem w sosie. Na długich trasach transkontynentalnych pasażerom serwowane są dwa posiłki – śniadanie lub kolacja w zależności od godziny wylotu oraz obiad.

Jednak nie w każdych liniach liczyć możemy na posiłek. Nie serwują go tanie linie lotnicze, ponieważ nie wliczyły tego w cenę biletu. Tam możemy sobie za to kupić coś z mobilnego sklepiku. Stewardesy sprzedają kanapki, zimne i ciepłe napoje, batoniki. Niewielki sok może kosztować nawet 15 zł. Podobnie bułka z wędliną.

Dziś przedstawiam Wam kilka posiłków, które podano mi w chmurach. Czy Wam smakuje takie jedzenie?







3 komentarze:

  1. osobiście nie znoszę samolotowego jedzenia :P Co by to nie było, ma zawsze taki charakterystyczny 'chemiczny' posmak. Może z raz, czy dwa razy trafiłam na coś zjadliwego, a lotów mam za sobą kilkadziesiąt, pewnie będzie blisko setki.
    Zazwyczaj mój posiłek w samolocie kończy się na bułce z masłem i lekkim rozgrzebaniem reszty ;)
    W tanich liniach robię niestety "wiochę" i podróżuję z własnym jedzeniem. Cena to jedno, ale druga sprawa, że zazwyczaj można kupić tylko jakieś czipsy, batony, gorące kubki.. Normalnych kanapek albo nie ma, albo szybko się kończą i zostają tylko tekturowe sanwiche, z miesięczną datą ważności ;)
    Wiem, strasznie się czepiam.. ale.. po prostu nie lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, mam to samo. Często latam i teraz czekają mnie kolejne loty w dwa różne miejsca. I znów trochę chemii będzie ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. często latam ale na krótkich odcinkach (max 1h) nigdy nie próbowałam jedzenia na pokładzie, jakoś nie mam przekonania co do ich świeżości a poza tym lubię wiedzieć co jem więc raczej staram się jadać własne jedzonko:)

    OdpowiedzUsuń